Mam Cię na muszce

Nie pamiętam książki, która w ostatnim czasie zawróciła mi w głowie tak jak „Nie wymachuj mi tym gnatem”. Jej urzekająca narracja bawiła mnie w ciągu całej lektury. Choć pod koniec było trochę przynudzania, to ostatnie zdania wbiły mnie w fotel i sprawiły, że miałam ochotę rwać włosy z głowy. Na szczęście resztki rozumu mnie przed tym powstrzymały. Ochłonęłam, ale ostrzyłam zęby na ciąg dalszy. I jakiś czas temu (tak, wiem, jestem szalenie precyzyjna!) w końcu go dorwałam, ale nie miałam czasu tego opisać.

„Mam Cię na muszce”

to kontynuacja serii o moim ukochanym, starym Mortim. Problem tylko w tym, że w większej części jest przegadana i…. cóż, nudna. Nie zachwyciła mnie. Wręcz przeciwnie, zrobiło mi się strasznie smutno. Miałam wrażenie, jakby napisał to inny człowiek. Gdzie się podział cały komizm? Gdzie wypowiedzi, które rzucały na kolana i wywoływały szaleńcze wybuchy śmiechu? Gdzie mężny Morti, który robi co chce i chowa się za Jockiem, kiedy robi się gorąco? Nagle mój ulubiony marszand trafia pod pantofel jakiejś wkurzającej blondyny, która robi z nim, co chce. Wysyła go, gdzie chce. Traktuje go jak chłopca na posyłki, który lata po świecie i załatwia jej interesy. Tak bardzo szkoda!

Nie tak sobie wyobrażałam kontynuację opowieści o cwanym Mortim. I to w sumie tyle, ile mam do powiedzenia na ten temat. Szkoda. Po prostu szkoda.

przerwa

Wybaczcie mi mizerną aktywność tekstową na stronie, ale obecnie mocno skupiam się na nowym projekcie, żeby dać Wam jeszcze więcej możliwości dotarcia do moich tekstów. Pracuję również nad nową powieścią. Uwaga! Tym razem stawiam na thriller. Będzie ciekawie :>

One Comment

  1. Sequele nie zawsze się udają. Nie to co oko kanaloa2 :)