Jesteśmy świeżo po premierze 3 sezonu serialu, który skradł mi serce. Czasami lubię sprawdzić czy to, co mi się podoba, innym również przypadło do gustu. Tak też trafiłam na kilka mało pochlebnych recenzji, przyrównujących „You” do… „Dextera”. Z początku porównanie wydało mi się w pełni chybione. Może oba seriale opowiadają o psychopatach mordujących ludzi, ale czy naprawdę są do siebie podobne? Czy łączy je w ogóle cokolwiek poza tym? W moim mniemaniu odpowiedź była oczywista, ale może warto przyjrzeć się temu bliżej?
Zerżnięta narracja
Jednym z pierwszy motywów, które rzekomo wskazują na to, że „You” jest kopią „Dextera” okazała się podobna narracja. Sam reżyser (de facto odpowiedzialny za obie produkcje) przyznał się do tego, że skorzystał z identycznego zabiegu, jeśli chodzi o prowadzenie narracji obu seriali. Tak samo jak poznawaliśmy przemyślenia Dextera, mogliśmy usłyszeć myśli Joego. Używanie tego argumentu jest jednak mocno przesadzone. Wszakże to nie jedyne produkcje, w których słyszeliśmy myśli bohaterów zaserwowane w formie wewnętrznych monologów. Odnoszę jednocześnie wrażenie, że w „Dexterze” ten zabieg miał na celu pokazać jego poziom zdystansowania do wszystkiego wokół i fascynację krwią, a w „You” chodziło o ukazania ludzkich odruchów, emocji i myśli na temat społeczeństwa, które niejedna osoba z pewnością też miała w swojej głowie.
„Czemu ktoś mógłby lubić Joego Goldberga?”
Tytuł akapitu zaczerpnięty żywcem z recenzji, która pojawiła się na portalu serialowa.pl – z którym absolutnie się nie zgadzam. W kontekście porównania dwóch seriali, prędzej można zastanowić się, dlaczego ktoś mógłby polubić Dextera? Tego nieczułego, introwertycznego, zamkniętego w sobie mordercę, który przez wszystkie sezony nie zaznał poczucia winy. Tego, który sam podkreśla, że nie czuje emocji, tylko je odgrywa w wyuczony sposób. Czasem może pomyślał, że mógł coś zrobić inaczej (lepiej), żeby ktoś nie odkrył jego poczynań, ale poza tym był raczej zaprzeczeniem ludzkich odruchów. Z kolei Joe od początku jest kreowany jako osobowość pełna sprzeczności, ale niepozbawiona ludzkich uczuć. Jest prawie jak każdy z nas. Odczuwa czasami aż nazbyt intensywnie, choć w zestawieniu z Love, która działa kompletnie impulsywnie i wielokrotnie głupio, Joe zachowuje w swoich działaniach typowo męskie podejście logistyczne. Więcej myśli o swoich działaniach, więcej planuje i choć nie zawsze mu wychodzi, to stara się panować nad tym, co robi. Jego walka z samym sobą jest wręcz jednym z wielu powodów, dla których można go lubić. Poza tym możemy również obserwować jego stopniowe zaangażowanie w różne relacje (nie tylko romantyczne) i to, że jego motywacją jest pomoc. Nie ma jakichś chorych fantazji na punkcie krwi/mordowania/rozczłonkowywania. Ten psychopatyczny aspekt można za to przypisywać Dexterowi. Nie zrozumcie mnie źle, lubię ich obu. Po prostu nie podoba mi się porównywanie ich, bo są zupełnie inni. Choć w porównywaniu to i tak najbardziej pojechała pani, która porównała „You” do Greja i „Sex/Life”, tylko dlatego, że w trzecim sezonie pojawiają się sceny zbliżeń. Albo do „Gotowym na wszystko”, bo wylądowali w niewielkiej społeczności, w której każdy stara się przypodobać sąsiadom. Albo do „Emily w Paryżu”, bo na koniec bohater pojechał do… Paryża. Skąd ta skłonność, żeby zawsze do czegoś porównywać? Czy „You” nie może być po prostu trzymającym w napięciu serialem w ofercie Netflixa? Musi być do czegoś podobny? Jeszcze chwila i zaczniemy losowo zestawiać ze sobą różne produkcje tylko dlatego, że są w nich dialogi, albo występują epizodycznie koty.
Irytujący młodszy brat Dextera?
Kolejnym zarzutem przeciwko „You” było to, że Dexter może też mordował, ale przynajmniej miał swój kodeks, a Joe do znudzenia zakochiwał się w kolejnych nowo poznanych kobietach. Cóż za ironia losu. Czyli bardziej sympatyzujemy z kimś, kto działa według zapisanych wskazówek, niż z osobą, która zachowuje się… hmmm… pomyślmy… jak człowiek? Niech rzuci kamieniem ten, kto nigdy nie przeżywał zauroczenia. Nie wzdychał do jednej osoby, po czym po utracie kontaktu z nią (np. jej śmierci) nie zaczynał wzdychać do innej. Rzeczywiście nuda, ale motywacja jak najbardziej prawdopodobna. No właśnie, motywacją nasi dwaj mordercy też się różnili. Dexter morduje (głównie) zbrodniarzy – osoby, z którymi nie ma najmniejszego związku, ale które mogłyby stanowić zagrożenie dla społeczeństwa. Joe wręcz przeciwnie, jego ofiarami stają się (głównie) osoby, które go zawiodły, albo stanowią zagrożenie dla niego lub dla osób, na których mu zależy (irytujący były chłopak, negatywnie nastawiona koleżanka, toksyczny brat itp). Może obaj mordują, bo wypaczyły ich wydarzenia z przeszłości. Może obaj mieli złe matki… ale ich ścieżki rozeszły się w bardzo odmiennych kierunkach. Dexter rozlubował się w krwi i mordowaniu samym w sobie. Czuł potrzebę mordowania i zaciągnął się do policji, by mieć stale nowe bodźce. Joe nie czuł potrzeby mordowania. On to robił w ostateczności, kiedy coś nie szło po jego myśli. Cały czas był świadomy, do czego jest zdolny i łaknął ponad wszystko osoby, która otuli go czułością i w pełni zaakceptuje. Chciał czuć się wystarczająco dobry dla kogoś. Czy to aż tak straszne? To czyni go irytującym młodszym bratem bezwzględnego mordercy? Nie, to czyni go człowiekiem (z przerażająco elastyczną moralnością, ale jednak człowiekiem).
Wtórne refleksje o życiu
Wtórność również pojawiła się jako zarzut (ale który 3 sezon jakiegokolwiek serialu był w pełni oryginalny i niepowtarzalny?). Ja się z tym oczywiście nie zgodzę. W kontekście porównania dwóch seriali o mordercach, o wtórności w ogóle nie ma mowy. Jeden jest serialem kryminalnym skupionym (przynajmniej na początku) na odkryciu seryjnego mordercy, który podrzuca kolejne ofiary w różnych miejscach miasta, a głównemu bohaterowi podsuwa wskazówki. Trzeba więc go znaleźć i zlikwidować zanim się okaże, że zna mroczną tajemnicę Dextera. Drugi to thriller, w którym chodzi trochę o chorą fascynację, trochę o stalkowanie, a trochę o „uczynienie świata lepszym (dla ciebie)”. Jak to Joe wielokrotnie podkreślał, robił wszystko dla nich – dla obiektów swoich obsesji – i fabuła właśnie wokół tego się kręci. Można to uznać za wtórne względem kolejnych sezonów, ale też nie do końca, bo za każdym razem bohater ma inne problemy. W pierwszym sezonie zmaga się z osobą, która kompletnie do niego nie pasuje i go nie chce. Od początku okazuje mu minimum zainteresowania, a gdy odrobinę ciepła okazuje mu w sytuacjach, kiedy nie ma do kogo uciec. W drugim sezonie zaczyna się niby wtórnie, ale szybko odkrywamy, że obiektem jego uczuć stała się osoba… taka jak on! Obserwujemy więc tajemniczy taniec dwóch psychopatycznych osobowości, które pikują w stronę zagłady jednego albo drugiego. Z kolei w trzecim sezonie po raz pierwszy widzimy Joego pozornie szczęśliwego – ma w końcu syna, na który mu zależy i żonę, której nie zabił tylko dlatego, że była w ciąży. To jeden z aspektów tego sezonu, który rzeczywiście mi mocno zgrzyta – oboje wiedzieli, że łączy ich tylko dziecko, a jednak przez cały sezon Love domaga się, żeby Joe ją kochał i dziwi się, że nie okazuje jej uczuć. Dla dziecka Joe się poświęca i tworzy obrazek pozornie szczęśliwej rodziny, ale jednocześnie ucieka w nowe fascynacje. Czy to nie czyni go jeszcze bardziej… normalnym? Ileż znacie przykładów na znudzenie w małżeństwie i poszukiwanie nowych doznań poza nim? Rozterki dwóch psychopatów, którzy próbują się ze sobą dogadać i stanowić jeden zespół są rozczulająco podobne do tych, które przechodzi wiele zwykłych (niepsychopatycznych) małżeństw. Może rzeczywiście wtórne było ukazywanie małomiasteczkowego życia, w którym każdy zagląda sąsiadom do ogródka, albo sposób, a jaki ludźmi zawładnęła social mediowa gorączka – ale cóż, skoro nic się w tym aspekcie nie zmieniło, to jak przedstawić temat inaczej?
Można by wymieniać dalej, ale po co? Jak już pewnie zauważyliście, mnie się serial podobał. Zdaję sobie sprawę z tego, że innym nie musi. Mnie też często irytują produkcje, którymi inni się zachwycają. W końcu skoro istnieją nawet fani „356 dni”, to najlepsze potwierdzenie, że gusta są przeróżne i każdy ma prawo mieć swoje.
Pamiętacie, że kawa ze mną zawsze smakuje dobrze? Możecie wspierać mnie na buycoffee, jeśli chcecie widzieć więcej moich treści ;)