Macie czasami tak, że jeszcze zanim sięgniecie po książkę, odczuwacie tak ogromną ochotę, aż cieknie wam ślinka na samą myśl o przeczytaniu jej? Dzisiejszą pozycję poznałam dzięki uprzejmości znajomego znajomego, który przypałętał się na saunie. Opuściłam przez to jedną z ceremonii zapachowych, ale jak zaczęliśmy ten temat, to nie mogliśmy przestać rozmawiać. Książka pełna tajemnic i spisków, zakazana u naszych zachodnich sąsiadów. Mrrrr… tyle wystarczyło, żeby mnie zainteresować, ale oczy zaświeciły mi się dopiero jak poznałam tytuł.
„Ręce precz od tej książki”
Brzmi podejrzanie znajomo, prawda? Nie mogłam oprzeć się porównaniu tytułu do „Nie dla Ciebie”, które wyszło spod moich palców. Kurde! Okazało się, że mój genialny pomysł na tytuł miał swoich poprzedników w głowach innych pisarzy. A tak bardzo starałam się być oryginalna… No ale cóż. Są kobiety, które uciekają na drugi koniec świata, gdy widzą inną kobietę ubraną w tę samą (lub podobną) kreację, a są takie, które podchodzą z uśmiechem i przybijają piątkę, bo przecież nieczęsto zdarza się spotkać ludzi z tak dobrym gustem! ;) Tak też wiadomo, że zaraz po powrocie do domu pierwsze, co zrobiłam, to odnalezienie owej pozycji. Pech chciał, że zakopana pod projektami czytać mogłam właściwie tylko w drodze na polibudę i w trakcie powrotu. Co prawda obiecałam sobie, że jak będę miała więcej wolnego czasu, to przeczytam wszystko jeszcze raz na spokojnie, ale już teraz powiem wam… całkiem niezłe to było.
Co prawda spodziewałam się czegoś odrobinę innego, ale Jan van Helsing zaskoczył mnie ogromem ciekawostek na temat świata. W trakcie wielu podróży poznał wielu ciekawych ludzi, niejednokrotnie takich, którzy mają większą władzę i wiedzę od większości z nas. Kilka nazwisk nawet wygooglowałam z ciekawości. Informacje, które odkryłam, pokrywały się z tym, co przeczytałam, co było dla mnie nie lada gratką. Mam otwarty umysł i takie przekazy sprawiają, że zaczynam się zastanawiać, gdzie leży granica między wiarą, a bezsensem. Ile z tych przekazów jest wytworem fantazji, a ile rzeczywistymi relacjami ludzi? Ile ma sens, a ilu nawet nie warto czytać?
Autor bezwstydnie obnaża swoje wierzenia i nie wstydzi się stwierdzenia, że nasza rasa zawdzięcza swoje pojawienie się na Ziemi obcym cywilizacjom. Snuje odważne wizje na temat mieszkańców Atlantydy, wspomina o istotach mieszkających pod powierzchnią ziemi i oczywiście o cudownych ludziach, jak chociażby hrabia de Saint Germain. Można by uznać, że Janek musiał uderzyć się porządnie w głowę, skoro wypisuje takie bzdury, ale… No właśnie pojawia się pewne „ale”. Jego śmiałe teorie opierają się na seriach dowodów i przykładów z historii, które potwierdzają wszystko, o czym pisze. Sporo z tego jest, moim skromnym zdaniem, na wyrost, ale są kwestie, które ciężko mi podważyć. Dla przykładu: czy wiecie, że Sumerowie (dla przypomnienia: żyli w IV tysiącleciu p.n.e.) mieli rozległą wiedzę z zakresu matematyki i astronomii? W czasie, kiedy inni jeszcze przez bardzo długi czas myśleli, że Ziemia jest płaska, Sumerowie tworzyli mapy nieba, które zgadzają się z tymi, które obecnie znamy. Innymi słowy, mieli wiedzę, którą my zdobyliśmy zaledwie sto lat temu! Nie obejdzie się również do nawiązań do templariuszy, iluminatów i im podobnych. Przechodzimy przez szereg tajemnic jak np. dom w środku dżungli zasilany energią z samowystarczalnego urządzenia ukrytego w piwnicy, które wykorzystuje pole magnetyczne Ziemi do produkowania prądu. Poruszona jest również kwestia największego przekrętu świata – Amerykańskiego Banku Rezerw Federalnych. Autor tłumaczy także, dlaczego najpierw formą zapłaty była wymiana dóbr, później papierowy pieniądz, a teraz coraz częściej posługujemy się kartami płatniczymi. A to jedynie niektóre z poruszanych tematów. Poza nimi mamy też wątki duchowości, w których pojawia się najważniejszy przekaz całej książki –
„Jesteśmy nie tylko częściami świata stworzonego, lecz i częściami Stwórcy. Posiadamy więc moc, predyspozycje i środki potrzebne do tego, żeby coś stworzyć. Inaczej mówiąc: duch panuje nad materią!”
Tego na pewno nie zaneguję, bo zbyt bliska mi jest filozofia, według której to ja mam władzę nad swoim życiem.
I powiem wam jeszcze jedno: czytając, co chwilę musiałam przerywać, bo nie mogłam się skupić. Prawie każdy poruszony temat sprawiał, że w mojej głowie pojawiało się miliard pomysłów na nowe książki. Tyle niedopowiedzeń! Tyle tajemnic! Tyle niewyjaśnionych kwestii! Tyle inspiracji! Szkoda tylko, że czasu tak mało…
Zainteresowanym powiem, że nie jest wielkim problemem znalezienie książki w sieci.
Miłego czytania!
nie przepadam za takimi książkami, ale zaintrygowałaś mnie
Również sądzę, że jesteśmy twórcami naszego istnienia i w kosmitów też wierzę. Z samej teorii prawdopodobieństwa wynika, że nie możemy być jedyną inteligentną cywilizacją w nieskończonym wszechświecie.
Z pewnoscia zastanawiacie sie, dlaczego nie powinniscie brac tej ksiazki do rak. Czy to jedynie przemyslany chwyt reklamowy?
Sam tytuł jest przemyślanym chwytem reklamowym :)