Wywiad Kotek.pl

Z racji likwidacji serwisu Kotek.pl, wywiad z marca 2013 pozwalam sobie zamieścić tutaj.

Wcześniej był dostępny na  T E J  stronie.

.

.
1. Skąd pomysł na napisanie książki?

Piszę od sześciu lat. Na pewnym etapie pojawiło się coraz więcej opinii, że moje opowieści odstają standardem i są lepsze od niektórych książek. To dało początek rozważaniom. Pisanie dla ludzi sprawia mi niesamowitą przyjemność. W życiu każdego pisarza przychodzi taki moment, kiedy trzeba spróbować. Zupełnie jak mały ptaszek, który siedzi pod skrzydłami mamusi, kiedyś w końcu musi się odważyć i spróbować wznieść się w powietrze. Myślę, że to jest ten moment w moim życiu. Znudziło mi się machanie skrzydłami na sucho i siedzenie na gałęzi. Pora rzucić się na wiatr i sprawdzić, czy jestem w stanie się utrzymać. Jeśli zaś chodzi o pomysł na fabułę – złożyło się na to wiele czynników. Zamierzeniem było napisać trzy części opowieści, z czego każda kolejna odkrywałaby tajemnice zawarte w poprzednich. Zawsze podczas lektury nudziły mnie standardowe fabuły, które można było rozszyfrować od pierwszego rozdziału. Dla mnie ważne jest, by nawet ostatnia strona nie zdradzała wszystkiego. Lubię pozostawiać po sobie niedosyt. Dawno, dawno temu, kiedy teledysk do „All the right moves” zespołu OneRepublic ujrzał światło dzienne, moje źrenice rozszerzyły się z podekscytowaniem. Ten klimat, ci tańczący w maskach ludzie… wszystko było jasne. Moja opowieść musiała znaleźć tam swoje miejsce! No i tekst:
„All the right friends in the all the right places
So yeah, we’re going down
They’ve got all the right moves in the all the right faces
So yeah, we’re going down”
Oni mają wszystko, czego potrzeba, a my się pogrążamy. Oni mają wszędzie znajomości, a my nie mamy nic – to była pierwsza myśl. Pomysł rozrastał się z każdym dniem, dochodziły do niego fascynacje tajemniczymi miejscami i postaciami… Wkrótce idea stała się tak rozległa, że trzy części jednej książki stały się za małe, by zawrzeć wszystko. Opowieść rozrosła się więc na trzy tomy. To dało większe możliwości twórcze i kreacyjne. Pozwoliło wzbogacić wątek obyczajowy, który został zaczerpnięty z… powietrza. Ja tylko daję życie postaciom, wskazuję im drogę. Czy nią idą? Wręcz przeciwnie! Z uśmiechami na twarzach niweczą moje plany i działają po swojemu, nie pytając o zgodę. Ani razu jeszcze żaden się nie zatrzymał i nie zapytał: „Sir B. Angel, a co ty o tym sądzisz? Mogę tak zrobić, czy wolisz mnie zobaczyć w innym wydaniu?”. Wredoty są rozpuszczone do granic możliwości! Nawet czekoladek nie przyniosą w ramach przeprosin za zrujnowanie moich genialnych planów na fabułę. Po części dobrze, bo robią to, do czego zostali stworzeni – żyją. A życie zawsze tworzy najwspanialsze historie.

2. Czy trudno było ją wydać?

Debiutanci mają przerąbane na rynku wydawniczym – delikatnie mówiąc. Oko Kanaloa to mój debiut, czekałam na to kilka lat. Do tej pory przeróżni polscy wydawcy dostali do łapek dwie moje opowieści. Obie dostały propozycje wydania, ale w każdym wypadku było to wydanie z moim współfinansowaniem. Prawda jest brutalna – nikt nie chce inwestować w coś, co może się nie zwrócić. Najlepsze oferty są zarezerwowane dla znanych i lubianych autorów, a debiutanci są na szarym końcu. Można więc czekać w nieskończoność, aż ktoś pozna się na talencie, albo można zaryzykować i to właśnie robię. Jeśli uznać, że napisanie książki jest proste, to rozesłanie jej do wydawców jest jeszcze prostsze. Znajdujesz adres i wysyłasz, a reszta już nie zależy od ciebie. Potem można tylko reagować. Jeśli chce się zarobić, to na pewno jest ciężko. Ba, to jest niemal mission impossible dla debiutanta! Wszystko się rozchodzi o priorytety. Mi nie zależy na zarobku – ważniejsze jest, żeby sprawdzić, czy moje opowieści się spodobają ludziom. W takim wypadku wydanie książki nie jest trudne.

3. Ile czasu ją pisałaś?

Ciężko określić, ile dokładnie zajęło mi pisanie. Proces znacząco się rozciągnął przez studia, które zajęły większą ilość mojego czasu. W dodatku pojawiło się więcej obowiązków, tracenie czasu na dojazdy i psychiczne przemęczenie po powrotach do domu. To wszystko nie wpłynęło pozytywnie na wenę, a bez niej pisanie na siłę nie ma racji bytu. Trzeba było więc czyhać na okazje i łapać je, kiedy się pojawiały. W tygodniu nie było tego czasu prawie wcale, zwłaszcza, że najlepiej pisze mi się w nocy. Mam tak od zawsze. Właściwie w nocy wszystko mi się lepiej robi Tym sposobem łapanie wolnych nocek trwało ponad rok, a finalnie zamknęło się ostatnim latem, kiedy nareszcie można było odetchnąć. To fatalny wynik, zważając na to, że poprzednia opowieść powstała w trzy miesiące i miała większą objętość, niż Oko Kanaloa.

4. Co o Twojej książce sądzą znajomi, rodzina? Wspierali Cię podczas pisania, szukania wydawnictwa…?

Och, moja rodzinka była wspaniała pod tym względem! Matula niemal wygnała mnie z domu, krzycząc, że tylko marnuję czas i pieniądze, bo w naszym cudownym kraju już prawie nikt nie sięga po książki. Braciszek również mnie wspierał. Obiecał zostać pierwszym „hejterem” i zbierać ludzi, którym Oko Kanaloa się nie spodoba. Będzie im przewodził i gnębił mnie za wszystko, co da się wytknąć (ale opowieść jest tak wspaniała, że nie ma się do czego przyczepić! ha!). Siostrzyczka z kolei przyjęła inną taktykę – po prostu przestanie się do mnie przyznawać, jeśli to nie będzie bestseller (więc ludzie, pomóżcie, bo stracę ukochaną siostrzyczkę!). Tak naprawdę największym wsparciem okazał się ojciec. Podobnie jak reszta rodziny, nawet jednego zdania nie przeczytał z moich opowieści, ale jako jedyny stwierdził, że skoro ja uważam to za coś dobrego, to wierzy mi na słowo (co jest oczywiste, bo moje słowo zawsze jest przemyślane, idealnie wyważone i można je uznać za aksjomat! :P). Był też pierwszą osobą, która pchnęła mnie do wydania książki. Wziął patyka i zaczął mnie szturchać, natrętnie powtarzając: „Wydaj! No wydaj!”, kiedy we mnie jeszcze górę brała niepewność.
Na szczęście wsparli mnie wspaniali przyjaciele – Ala i Ania towarzyszyły mi od początku przygody z pisaniem i czytały każdy mój tekst. Ich wsparcie pomagało mi od początku i wiedziałam, że mogę na nie liczyć. No, może ździebko się zawiodłam, kiedy poprosiłam Alę o recenzję. W tej kwestii zaskoczył mnie były chłopak. To facet, który jedną książkę potrafi „czytać” ponad rok, a w wypadku Oka Kanaloa, pochłonął opowieść za jednym zamachem, chciał więcej i w dodatku napisał mi recenzję. Byłam w wielkim szoku!
Zaskoczyli mnie też znajomi, którzy na każdym kroku wypytują, kiedy w końcu książka będzie dostępna. Spodziewałam się czegoś w stylu: „Książka? O, fajnie…” i tyle, a tymczasem wszyscy wokół wypytują o szczegóły i są zainteresowani całą opowieścią. Specjalne podziękowania należą się Ani, która wymyśliła genialny sposób na wprowadzenie Oka Kanaloa do każdego domu w Polsce. Otóż, proszę Państwa – książki najlepiej kupować hurtowo (bo taniej), a później nie trzeba się martwić o prezenty! Dobra książka to idealny prezent dla każdego na każdą okazję! Jeśli osoba obdarowana przeczyta Oko Kanaloa, to na pewno jej się spodoba i zapragnie rozpowszechniać książkę dalej. Wkrótce kanaloamaniacy zawładną całą Polską!

5. O czym jest Twoja książka?

Oko Kanaloa to historia wielu płaszczyzn. Tłem dla akcji jest poszukiwanie sposobu na dotarcie do Czarnego Księżyca – tajemniczego drugiego satelity Ziemi, na którym według wierzeń są uwięzione najgorsze demony. Kto znajdzie sposób dotarcia do nich, będzie mógł je uwolnić i zawładnąć ich siłami. To jednak nie wszystko. Kolejny wątek dotyczy bractw, które próbują się tam dostać. Neftyda pragnie władzy. Nie obchodzi ich, że przy okazji zniszczą nasz świat. Przeciwne podejście ma Vis Maior – oni zamiast szukać drogi do Czarnego Księżyca, szukają sposobów na powstrzymanie Neftydy, a w wolnym czasie bronią nas, szarych ludzi przed odkryciem, że na Ziemi żyją takie postacie, jak efly, gnomy, czy smoki. Są też bardziej obyczajowe wątki, jak Blake i Virginia, którzy są rodzeństwem należącym do Vis Maior. Pokazana jest ich zawiła przeszłość i próby przejęcia władzy w bractwie. Są też przyjaciele – Sheyla, Cassie i Preston. To Sheyla opowiada nam swoją historię i pokazuje, jak bardzo można sobie zaszkodzić przez zbytnią ciekawość. Wiadomo, że to pierwszy stopień do piekła, ale ona wyznaje zasadę, że na tym stopniu można się zatrzymać. O krok od piekła, blisko nieba bram – wbrew ludziom, dla własnej przyjemności. Gdzie ją to zaprowadzi? O tym trzeba się przekonać na własną rękę Jest też motyw, który dzieli trylogię na części. Pierwsza to treść właściwa – historia Sheyli, a druga to prologi i epilogi, które opisują Chrisa, młodego czytelnika. Hipotetycznie dwie historie nie mają ze sobą związku, ale… czy ktoś zgadnie, co je łączy?

6. Masz jakieś rady dla osób, które chcą wydać książkę?

Pisać, pisać, pisać i jeszcze raz pisać. Wydać książkę może nawet trzynastolatek, jeśli namówi rodziców, żeby mu to opłacili. Są wydawnictwa, które przyjmą wszystko. Najpierw trzeba sobie zadać pytanie – chcę wydać książkę, czy chcę wydać DOBRĄ książkę? Jedynie praktyka, tysiące zapisanych słów i trenowanie warsztatu, pomoże w osiągnięciu czegoś wartego zachodu. Należy też jak najczęściej narażać się na krytykę. Ja bardzo długo pisałam blogi i w każdej możliwej chwili zgłaszałam je do czegoś zwanego mianem „ocenialni”. W ich opiniach pomijałam wszelkie komplementy i skupiałam się na tym, co wymaga poprawy. W końcu tylko krytyka jest w stanie pchnąć nas do przodu, pomóc udoskonalać się w sztuce tworzenia.
Inna sprawa – w czasie niepisania, czytać, czytać, czytać i jeszcze raz czytać. Przyznam szczerze, że przez cały okres szkolny przeczytałam może dwie lektury w całości. Dopiero koło liceum, kiedy zaczęłam się bawić w pisanie, nastąpił przebłysk inteligencji i zaczęłam czytać. Nie lektury, ale powoli zagłębiałam się w świat książek. Obecnie czytam bardzo dużo.

7. Dalej piszesz? Planujesz wydać kolejne książki?

Oczywiście, że piszę. Obecnie ciężko mi sobie wyobrazić, że miałabym przestać. Zdarzają się przerwy – spore przerwy, w których nawet zdania nie sklecę, ale miewam napady weny, które nie pozwalają mi odejść od klawiatury do wczesnych godzin porannych. Obecnie jestem coraz bliżej końca pisania drugiej części Oka Kanaloa. Jej podtytuł to (roboczo): Tajemnica Ducha. To połączenie historii z pierwszej części z zupełnie nowymi wątkami. Dzieje się jeszcze więcej i to już od pierwszych stron. Na początku Szyfru Wtajemniczenia trzeba było zrobić drobny wstęp do akcji, opowiedzieć trochę o tle historii, pokazać charaktery bohaterów… a druga część to już czysta, wartka akcja.
Jeśli chodzi o wydanie kontynuacji – jest taka magiczna liczba Ilość sprzedanych egzemplarzy pierwszej częścią musi przekroczyć tę liczbę, żeby kontynuacja się ukazała. Jeśli nie przekroczy, to… zobaczymy, jak się potoczą losy bohaterów. Może zostaną opublikowane, może nie. Ja na pewno nie mam zamiaru rezygnować z pisania.

8. W szkole lubiłaś pisać opowiadania, pisałaś pamiętnik?

W szkole… nienawidziłam pisać wypracowań. Przez wszystkie lata, zdarzyło się może kilka tematów, które pozwalały dać się ponieść wyobraźni. Reszta była strasznie sztywna i nudna. To mnie zraziło do pisania. Opowiadania? Miałabym się zmuszać do czegoś, co i tak musiałam robić w szkole? Ble! Miałam w gimnazjum drobny incydent z wierszami. Troszkę pisałam, a jeden z wierszyków trafił na konkurs. Tym sposobem dorobiłam się pierwszego w życiu pióra Parkera Pisanie zainteresowało mnie właściwie dopiero później. Zaczęła się era blogów, ludzie opisywali swoje życie… a ja uznawałam swoje życie za nudne. Stwierdziłam więc, że lepiej napisać coś ciekawego – ubarwić rzeczywistość. Efektem było pierwsze opowiadanie. Strasznie mi teraz wstyd tego, co wtedy pisałam
W pamiętniki bawiłam się kilkakrotnie – zwykle wtedy, kiedy akurat dostałam jakiś na urodziny. Zawsze z determinacją mówiłam sobie, że będę pisać, po czym pojawiało się kilka wpisów, stwierdzałam, że bazgrolę jak kura pazurem i na tym się kończyło. Za to teraz, od kilku lat piszę wirtualny pamiętnik (wreszcie problem pisma się rozwiązał! YEAH!), który jest porządnie zabezpieczony hasłami i nikt nieproszony nie ma tam wstępu. Pisanie naprawdę mi się spodobało, więc wykorzystuję każdą okazję do przelewania myśli na słowa.

9. Jakie są Twoje ulubione książki?

Kiedyś słyszałam takie bardzo mądre powiedzenie: „Zapytać maniaka książek o ulubioną, to tak, jakby zapytać matkę, które swoje dziecko kocha najbardziej”. Nie mam, nie posiadam, podoba mi się 98% książek, które przeczytam w całości. Czytam bardzo dużo i nie potrafię zdecydować, które opowieści podobają mi się najbardziej. Miałam swego czasu fazy na wybranych autorów, ale sięgałam po inne tytuły i fazy się kończyły. Może mam dość unikalne podejście do czytania, ale uważam, że nie ma sensu się ograniczać. Są ludzie, którzy jedną książkę potrafią czytać 150 razy i przez 10 lat zachwycać się pięknem chociażby „Harrego Pottera”. Mają do tego prawo, ale czy choć raz pomyśleli, ile innych książek mogliby przeczytać w tym czasie? Owszem, do świetnych lektur wraca się wielokrotnie, ale… świat jest pełen świetnych książek. Podobnie z ograniczaniem się tylko do ulubionych autorów. Znam ludzi, którzy nie sięgną po książkę tylko dlatego, że nazwisko autora nie jest im znane. Jeszcze inni w życiu nie ruszą książki polskiego autora. Dlaczego? Bo nie. Potrafią czytać zagraniczne szmiry i marudzić, jakie książki są teraz nudne, ale nie ruszą tyłeczków, żeby sprawdzić, co kryje się pod mniej znanymi tytułami. Jasne, można iść na łatwiznę i sięgać po to, co jest na topie, ale czy to, co na topie, znaczy „dobre”?
Ja obecnie czytam średnio około 2 tytułów tygodniowo. Szukam książek z różnych źródeł. Nie chwytam się tylko klasyków, nie sięgam jedynie po sprawdzonych autorów. Lubię eksperymentować z lekturą i odkrywać nowości. Zarówno polskie, jak i zagraniczne. Ograniczanie się to zguba. W przypadku lektur, jak i w każdej innej dziedzinie. Ograniczenia odbierają możliwość spróbowania czegoś innego – a być może właśnie wśród tej inności kryje się coś, co naprawdę nam się spodoba.

10. Studiujesz na politechnice, pisanie wydaje się być czymś odległym. Co tak właściwie lubisz?

Dobre pytanie! Kiedy tylko ktoś dowie się, że studiuję kierunek techniczny i jednocześnie piszę, łapie się za głowę i pyta, co ja robię na polibudzie. Rozdwojenie jaźni? Może po części Właściwie to… nie wiem, co lubię. Otarcie się o śmierć wiele zmieniło w moim podejściu do życia. Po wyjściu ze szpitala, wszystko wydawało się inne. Postanowiłam zmienić niektóre nawyki, przestać się użalać i zacząć robić coś kreatywnego. Imałam się różnych zajęć. Trochę zabawy wierszami, wiele rysunków. Rysunek akurat bardzo mi się spodobał. Pozwalał kreować świat. Wtedy po raz pierwszy dotarło do mnie, że właśnie to mnie kręci. Niestety moje umiejętności były mizerne. Perfekcjonizm nie pozwalał się z tego cieszyć. Trzeba było szukać dalej. Od małego z zamiłowaniem grałam w Simsy. Najbardziej interesowało mnie budowanie domów i tworzenie oryginalnych wnętrz. Buszowałam po Internecie, ściągałam przeróżne dodatki, które sprawiały, że pokoje wyglądały prawie jak prawdziwe. Kolejna możliwość tworzenia, kreowania… i tak w głowie zrodziło się budownictwo. Taki kierunek studiów mógł być moją pasją i pracą jednocześnie. Jednak, kiedy przyszło co do czego… strzał okazał się nietrafiony. Zamiast kreować fantazje, trzeba było się trzymać narzuconych zasad, nie wychodzić poza reguły gry. A ja lubię po swojemu! Chcę tworzyć i niszczyć! Chcę budować rzeczy, które nie ulegają prawom fizyki! Chcę mieć władzę nad ludzkimi zachowaniami i reakcjami! – brzmi, jak wypowiedź psychopaty, prawda? Każdy psychopata musi mieć możliwość rozładowania nadmiaru energii, więc poszukiwania nie mogły się zatrzymać. W końcu zauważyłam, ile daje mi pisanie. Dlaczego pisarstwo mnie zainteresowało? Bo daje nieograniczone możliwości tworzenia, kreowania i udoskonalania samego siebie. każdego dnia mogę mieszkać w innej rzeczywistości. Pisanie łączy w sobie wszystko, co mnie interesuje – poza tworzeniem własnej rzeczywistości, można tu wrzucić dosłownie w s z y s t k o – po szczypcie każdej dziedziny. Lubię różnorodność i zmiany – jeśli jutro zapragnę zainteresować się hodowlą sikiratek, mogę w każdej chwili zacząć o tym pisać

11. Komu spodoba się Twoja książka?

Każdemu Nie, żebym się przechwalała, ale… naprawdę każdemu. Przekonałam sie o tym, kiedy osoba, która nie przepada za książkami, czekała ze ślinką cieknącą po brodzie na kolejne części No, może książka nie spodoba się zgryźliwym tetrykom, którzy wszędzie doszukują się problemów. Temu popularnemu kocurowi ze zniesmaczoną miną też się pewnie nie spodoba :P Ale wszyscy inni powinni tam znaleźć coś dla siebie. Jest przygoda, jest tajemnica, jest niebezpieczeństwo, jest komedia, jest romans, nutka erotyki, zbrodnie, intrygi, walki, tajemnicze miejsca, fantastyczne postacie, bohaterzy z prawdziwymi charakterami, ich przeżycia i przemyślenia… wszystko to, co dobrej książce jest potrzebne. Przede wszystkim jednak w Oku Kanaloa zakochają się osoby, które lubią dopowiadać sobie ciąg dalszy i doszukiwać się różnorodnych znaczeń kwestii, które w pierwszej części zostały poruszone jedynie odrobinkę, a rozwiną się wraz z biegiem historii.

12. Wydać książkę to jedno, sprzedać – drugie. Jak promujesz swoje dzieło? Czy to już leży w kwestii wydawnictwa?

Hipotetycznie to leży w kwestii wydawnictwa, praktycznie – trzeba o to zadbać samemu. Trzeba mieć na uwadze, że wydawnictwa nie pracują nad jednym tytułem. Mają ich wiele na głowie i nie mają czasu skupiać się na rozpowszechnianiu wybranej książki. Zajmują się podstawowymi działaniami, wprowadzeniem książki do obiegu i na tym kończy się ich pomoc. Wszystko więc leży w rękach autora. Debiutantem niewiele mediów chce się zainteresować. Księgarze również nie słyną ze wsparcia. Są nikłe szanse, że książka debiutanta znajdzie swoje miejsce na półkach np. Empiku. W naszym pięknym kraju prawie wcale nie wspiera się młodych talentów. Stawiamy na stare, sprawdzone marki, w mediach pokazują się wciąż te same twarze. Czasem ktoś nowy zostanie dopuszczony, jeśli ma dużo szczęścia, albo znajomości. Ja startuję z pozycji „jestem nikim”. Pisałam do wszelkich możliwych mediów, ale wciąż jeszcze nie doczekałam się odzewu (na szczęście na Kotka zawsze można liczyć! ). Jest mi ciężko, ale wiedziałam, że tak właśnie będzie. Cała moja siła skupia się na ludziach, którzy mnie wesprą. Rozwieszam po mieście plakaty, rozdaję ulotki promocyjne, staram się dotrzeć do ludzi w Internecie, na facebooku (fb.com/OkoKanaloa) i na stronie o-k.xn.pl. Utworzyłam nawet konkursy na stronie, w których można wygrać książki, koszulki, kubki i inne drobiazgi związane z książką. Mało tego, daję czytelnikom jedyną taką okazję – mogą sami wkroczyć do świata książki i stać się jedną z postaci, która pojawi się w kolejnych częściach! Mam też zamiar wybrać się w podróż po kraju i promować się w różnych miastach. Możliwe, że uda się zorganizować spotkanie autorskie. Cóż więcej mogę zrobić? Boję się, że książka przepadnie na rynku wydawniczym tylko dlatego, że wystarczająca ilość ludzi się o niej nie dowie.

Pozdrawiam serdecznie!

Sir B. Angel